— Nie zapominaj pan o mnie, choćby dla tego, żem... dosyć nieszczęśliwą. Dałam mu rękę do pocałowania... Wyszedł tak poruszony, że mówić nie mógł...
W Herburtowie...
Choroba p. Oskara — była pobożnem kłamstwem Radcy tajnego, który mnie koniecznie chciał tu ściągnąć. Czekano na mnie z uroczystem przyjęciem... jakby na obcego gościa. Radca na chwilę mnie nie odstępuje. Oskar, który nigdy nie miał sił wiele, ale przez czas jakiś zdawał się pokrzepionym, teraz, choć nie chory, wydał mi się wycieńczonym i jakby w gorączce. Dzikszy ma jeszcze wzrok... ręce mu się trzęsą... Chodził jakiś czas bez kija, teraz go musi mieć ciągle... Po wieczerzy, natychmiast pobiegłam do siebie, pożegnawszy ich, i zamknęłam się w moim pokoju.
Oskar się zmienił. — Był czas, żem się z nim oswoiła, teraz znowu podwójny ku niemu wstręt czuję — nieprzezwyciężony... Julce kazałam, aby mnie nie odstępowała, lękałam się, być z nim sam na sam, ale mnie zostawiono też samą... Rano, przyszedł Radca...