Piszę teraz codzień najregularniej — chociaż doprawdy brak mi trochę przedmiotu... O tej przemierzłej pensji niepodobieństwo się rozszerzać... Dosyć już, że się ją przechodzi, czyżby jeszcze męczyć się zapisywaniem tych tortur, jakie nam tu zadają...
Ponieważ to być ma spowiedź z mojego życia... wolę zapisywać wspomnienia pierwszych lat... Przeżyłam ich już ośmnaście! Tak! ośmnaście; jeszcze parę, a wyjdę w świat i rozpocznę to, co się już istotnie życiem nazwać może... A! jak mi pilno! jak pilno! Józia mnie dzieckiem nazywa, ja się tak czuję dojrzałą, tak wiem wszystko, tak przeczuwam, tak rozumiem... Ona, pomimo swych lat dziewiętnastu, jest dziecinniejszą daleko... pełno ma złudzeń... roi... marzy... Co do mnie, bardzo przepraszam... jestem zawczasu zbrojną! Cała w uniesieniach, wszystko ją porusza... co pomyśli, to powie... Ale też ona niema takiej matki jak moja... a ja się wychowałam pod jej okiem... i od dziesięciu lat słuchałam wszystkiego, choć się jeszcze niby lalką bawiłam...
Myślę, że ona całe życie zostanie taką dziecinną... i będzie nieszczęśliwą...