Strona:PL Kraszewski - Dziennik Serafiny.djvu/241

Ta strona została uwierzytelniona.

szczegółów takich, któreby poznać dały człowieka, nie umiał mi o nim powiedzieć. Zdaje się, że wszyscy go oddawna znają, a nikt o nim nie wie dokładnie, kto on jest...
Mniejsza zresztą o to, gdy w salonie przyzwoity i zabawny...
Mam jakąś zgryzotę sumienia, gdy mi się uśmiechnąć trafi, wydaje się to grzechem, przeciw pamięci Stasia, przeciw miłości, jaką mam dla niego.
Ojciec, Józia, Ciocia, która tu przybyła, Szambelan — wszyscy tak koło mnie zabiegają, aby mnie rozerwać, zabawić, iż się temu bałamuceniu oprzeć trudno. — Gdy się rozśmieję, idę potem do pokoiku Stasia, zamykam się w nim, i płaczę...



Dnia 15. Października.

Józia daje wieczór — ma na nim być elite towarzystwa, wszystko co we Lwowie najdystyngwowańszego się znajduje. — Przyjechała do mnie, w spisku z ojcem, abym na nim była koniecznie. Uklękła przedemną, całowała mi ręce, Papa mnie nudził — napróżno im tłumaczyłam, że w sercu mam po Stasiu żałobę — nie pomogło nic... Zaczęli tak nalegać i nudzić, że przyrzekłam na godzinę przybyć i siąść