Strona:PL Kraszewski - Dziennik Serafiny.djvu/257

Ta strona została uwierzytelniona.

cił dziś — i nie przyszedł zaraz do mnie. Sama pobiegłam do niego. Wujaszek lepiej?
— Gdzie tam, rzekł, przyjechałem, gdy już nie było nadziei żadnej.
Umarł dziwak!
Łzy mi się potoczyły z oczów... Nie śmiałam pytać więcej, ale Ojciec dodał wzdychając. Zrobił jakiś testament, który w sądzie jest deponowany... Nie wiem, co tam w nim być może, ale wieści chodzą, że legata porobił, dla rodziny ubogiej, na zakłady dobroczynne itp. Zawsze miał bzika.
Wszakże ci obiecywał, że ma uczynić po sobie jedyną sukcesorką...
— Mówił mi to nieraz...
— W ostatnich czasach, skwaśniał do reszty, ale zobaczemy... Dadzą nam wiedzieć o rozporządzeniu... a ja też na pogrzeb, który dla ubogiej rodziny odłożono, aby miała się czas zebrać... — pojadę.
— Mnie by też wypadało...
— Niepodobieństwo, rzekł Ojciec, pora okropna.. niewygodny dom, niema ani co jeść, ani się gdzie przespać...
Biedny Wuj... Ciekawa też jestem... jak i czy o mnie pamiętał. Majątek mi nie jest bardzo potrzebny, ale gdybym coś więcej miała, nad tę pensję do-