Strona:PL Kraszewski - Dziennik Serafiny.djvu/260

Ta strona została uwierzytelniona.

nie się zaperzył, bił w piersi całą pięścią, zaklinał, dwa razy z kapeluszem do drzwi uciekał, ale widząc, że jestem niewruszoną — zgodził się na tę cenę... Ojciec prawie się gniewa na mnie... ale go przebłagam...
Zmieniło się o tyle położenie moje, iż mając w przyszłości nadzieję na Sulimów, choć odłużony, — że go oczyścić potrafię, — ze spadkiem po wuju, jestem prawie niezależną... Ale — jednakże to co mi Radca płaci... najpewniejsze i bardzo potrzebne... Za wszystko co przecierpiałam, niech choć użyję trochę dostatków...
Z wiosną radabym gdzieś wyjechała... tylko już nie do Włoch... Doktor jeden radził mi Spa... drugi Ems... trzeci Ostendę... Chciałabym być trochę w Paryżu... Na zimę wróciłabym do Lwowa... Ojciec za Wiedniem ciągle głosuje. Zobaczemy. W istocie a la longue, Lwów trochę nudny, nie ma żadnego ruchu, jedni ludzie i twarze, i kółko nasze szczupłe i niezabawne.
Sama zresztą nie wiem, czego chcę — wszystko mnie nudzi... Od Józi i jej męża wiadomość o nowym spadku poszła już po mieście... Widzę z twarzy tych panów, że coraz bardziej dla nich staję się zajmującą.