Strona:PL Kraszewski - Dziennik Serafiny.djvu/269

Ta strona została uwierzytelniona.

Dawniej taka zabawna i żwawa Pilsia — radote, postarzała się, podupadła... ale zawsze serdeczna dla mnie...
W salonie zastałam Ciocię i nieodstępnego Rotmistrza, bo Mama mówiła pacierze.. Wprowadzono mnie nareszcie do niej. Jak zmieniona, jak się biedna opuściła... Niezmiernie mi była wdzięczną, żem o niej pamiętała... Nie chciałam jej tak z razu powiedzieć, o co chodziło.
Wieczorem odkryłam Cioci wszystko, która słuchała mnie zadumana i trochę skrzywiona.
— Ja ci się wydziwić nie mogę — rzekła — że mając taką egzystencję szczęśliwą, swobodną, do zazdrości, chcesz choćby pomyśleć o zamążpójściu! Do czego ci to? proszę! Niewolę sobie kupować i to jeszcze, jak sama wyznajesz, nie kochając człowieka... Jeźli ci koniecznie się chce dzieciństwo popełnić, którego niezawodnie będziesz żałować, nie spieszże się przynajmniej. Jesteś tak młoda! odłóż to na pierwsze marszczki... Wierz mojemu doświadczeniu; entre nous, Rotmistrz jest do mnie bardzo przywiązany, ja go kocham, nie taję się z tem, — a proszę cię, gdyby został przypadkiem mężem moim, ręczę ci, do dwóch miesięcy siedzielibyśmy tyłem do siebie.
To teorja Cioci. — O Baronie ona nic nie wie,