Strona:PL Kraszewski - Dziennik Serafiny.djvu/271

Ta strona została uwierzytelniona.

Rotmistrz uśmiechnięty się wsunął, wprost we mnie oczy wlepiając.
— Chce pani wiedzieć o Molaczku — rzekł — powiem tylko jedno, że go od lat kilku, jak się tu osiedlił, znają wszyscy — i nikt nie zna... Przybył niewiadomo dobrze zkąd, familji niema, przeszłość zakryta. Sam o sobie nie rad mówi... W tem wszystkiem jest coś podejrzanego.
— Ależ położenie jego na dworze — przerwałam — baronowstwo, koniuszowstwo...
Rozśmiał się przyjaciel Cioci. — To nic a nic nie dowodzi — rzekł — dwór, rząd, nie jeden raz musi się posługiwać narzędziami wielce rozmaitemi, które, jak stare pilniki, w coraz nowe oprawia rączki...
Nie jeden raz najzabrukańsi policjanci dostawali taką savonnete, aby się mogli obmyć... Któż może zaręczyć, że baronowstwo za podobne usługi nie jest nagrodą?
Molaczek bardzo zręczny, bardzo umie grać rolę statysty (jak to u nas dawniej w Polsce zwano — a nie w znaczeniu teatralnem)... przecież... to nierozwikłana tajemnica...
— Zna go pan Rotmistrz?
— Widywałem go nieraz... Na pokojach u Namiestnika grzeczni są dlań, ale z pewnym chłodem