Strona:PL Kraszewski - Dziennik Serafiny.djvu/273

Ta strona została uwierzytelniona.

Chciałam wyjeżdżać jutro, lecz Mama mnie gwałtem zatrzymuje... Pora okropna. Śnieg pada i topnieje... zawieja na dworze...



Dnia 15. Listopada.

Ojca przyjechawszy nie zastałam w domu, miałam więc czas wypocząć... Wrócił o północy i dowiedziawszy się o mnie, chociaż Julka mu oznajmiła, że jestem w łóżku, wprosił się choć na chwilę.
— Cóż przywozisz! zapytał — co mówi Matka, Ciotka?
— Nic nie mówią, bo nie znają Barona, a obie nie są w żadnem razie za małżeństwem...
— Tegom się spodziewał, są kobiety, do niego nie stworzone.
— Ja także, wielkiego ku niemu powołania nie czuję — odpowiedziałam...
Ojciec wstał widocznie rozjątrzony.
— Więc cóż za przyszłość — odparł — rodzice starzy umierają, zostać się samej, bez rodziny... i paść ofiarą rezydentów i intrygantów lub... nadwornego kapelana...
— Ale cóż ręczy, że pan Baron i Koniuszy Molaczek, nie jest także... intrygantem, odpowiedziałam. Nikt go nie zna, o przeszłości jego nikt nic nie wie...