sobą na bardzo dobrej stopie, ale Molaczek maleje jakoś i podrzędniejszą niż zwykle gra rolę przy nim, a Hrabia ani słowa się nie odezwał za przyjacielem. Rekomendacja była niemą i jakby ostrożną. Ubodło to mnie tak, że po obiedzie, przy czarnej kawie, szukałam zręczności zbliżenia się poufalszego do gościa, w nadziei, iż mi coś powie wyraźniejszego.
Hrabia jest bardzo poważnym i widocznie najlepszego towarzystwa człowiekiem. Na pierwszy rzut oka poznać w nim można kogoś, co się w kołach dworskich nawykł obracać. Z ciekawością przypatrywał mi się, a gdyśmy tak jak sami zostali, w istocie przebąknał coś grzecznego, winszując już zawczasu Baronowi, iż osoby tak dystyngwowanej jak ja, ma nadzieję rękę otrzymać. Nie mogłam się powściągnąć od zaprzeczenia... i oświadczyłam, że jeszcze nic nie ma stanowczego...
Spojrzałam mu w oczy badająco. Zmięszał się jakoś. Czekałam, aby przemówił za Molaczkiem... odezwał się tylko świadcząc o jego szacunku i przywiązaniu... Mówił tak jakoś nie jasno, żem się nic dowiedzieć nie mogła, prócz iż Baron był mną zajęty bardzo... i że byłby szczęśliwy i t. p.
Czekałam objaśnień, polecenia... te snać uznał Hrabia za zbyteczne, i wnet zaczął opowiadać o Wiedniu, o dworze, o przyjemności życia w stolicy.
Strona:PL Kraszewski - Dziennik Serafiny.djvu/275
Ta strona została uwierzytelniona.