— Ja, rzekł, jestem przekonania, że miasto i życie w niem, naówczas tylko jest znośnem, gdy wielkie. Mała mieścina jak Lwów, pardon de l’expression, ma wszystkie niedogodności wsi i wszystkie kłopoty miasta, a brak jej obojga, przyjemności i swobody. Spodziewamy się państwa ujrzeć we Wiedniu...
Tak o tem mówił, jakby już rzecz była skończona, a on tylko przyjechał nas pobłogosławić. Po obiedzie pożegnał i tyleśmy go widzieli.
Ojciec odprowadziwszy go powrócił tryumfujący; jego zdaniem teraz się już wahać nie mogłam.
Powiedziałam mu o rozmowie, uniósł się prawie gniewem... Mnie to już męczyć zaczyna, tak lub owak, należy skończyć.
Nie dają mi tchnąć...
O południu oznajmiono Barona. Czułam, że to chwila stanowcza, usiłowałam zebrać się na odwagę, ale — nie do uwierzenia! wyszłam do niego wahając się, nie wiedząc wcale, czy mu odpowiem — odmową czy przyjęciem...
Zdałam mój los — na fatalność, która całem