Strona:PL Kraszewski - Dziennik Serafiny.djvu/280

Ta strona została uwierzytelniona.

— Masz słuszność, rzekła; miłość do niczego nie prowadzi, miłość jest rzecz nie zdrowa, nie trwała... pozbawia rozumu, niepokoi... niech nas Bóg od niej broni...
Mówiąc to, łzy jej w oczach stanęły... Schwyciłam ją za rękę — Józiu — co ci jest....? na Boga!
Łzawemi oczyma spojrzała na mnie.
— Nie pytaj, rzekła — a! nie pytaj...
— Ty się kochasz!
Józia zerwała się przerażona, palec położyła na ustach, zbladła... i rzuciła się zaraz na krzesło. Żal mi się jej zrobiło. Uściskała mnie, otarła oczy i niechciała nic powiedzieć. Napróżno nalegałam na nią. Juściż nie Huzar powrócił? chyba, coś nowego. Mąż wcale nie poetyczny... Żal mi jej niezmiernie.
Gdy już miała wychodzić, z nową czułością zaczęła mnie ścisłać.
— Moja Serafino... a! żyj prozą i serce zamknij... zaklinam cię...



Dnia 20. Listopada.

Chwili niemam odpoczynku, tyle jest do zrobienia. Musiałam w istocie pomyśleć o sukniach dworskich... bo pojedziemy do Wiednia. Tu żadna mo-