Strona:PL Kraszewski - Dziennik Serafiny.djvu/40

Ta strona została uwierzytelniona.

go nie rozumiem... ale... trochę cierpliwości, wtajemniczę się i odgadnę...
Przyznaję się, że choć nasz dom w Sulimowie jest na wielkiej stopie, ale mi książęcy zaimponował... Wygląda niezmiernie poważnie... W bramie szwajcar... w przedpokoju kilku lokajów, kamerdyner, salony w jakimś stylu surowym...
Cały ich szereg musiałyśmy przechodzić, nimeśmy się dostały do przybytku... a i tu jeszcze bóstwa nie było.
Spotkała nas dame de compagnie księżnej, baronówna St. Yves, Francuzka, wychowana w kraju, osoba już nie młoda, posiadająca całe zaufanie pani... Mama ją serdecznie uściskała...
Pobiegła oznajmić księżnie.
Siadłyśmy u stolika tymczasem zarzuconego książkami i dziennikami... Wtem podniosła się portjera i staruszka ze ślicznemi białemi włosami, z twarzą nadzwyczaj szlachetnych rysów, słusznego wzrostu, wsunęła się do salonu. Każdy by w niej na pierwszy rzut oka poznał wielką panię, znakomitego rodu. Nie uszło nic mojego oka, nawet wspaniały ametystowy różaniec, który zamiast bransoletki miała na ręku...
Mama padła w jej objęcia, bo się zawsze bardzo kochały. Przyjęcie było nadzwyczaj czułe... Mnie