Spędzimy dzień razem... Cóż to jest? jeszcze nie wstała? Spi! Po dziewiątej godzinie?
Pilska wtrąciła, że Mama była zmęczona i chora na głowę, i że nawet gdy się przebudzi, nie rychło będzie mogła go przyjąć...
— A tak, rzekł — toć się wie, asindzka ją musisz wprzódy wysztafirować do ludzi i odmłodzić... A no dla mnie mogła by się od tego dyspensować... metrykę jej znam i smarowidło żadne mnie nie oszuka...
Mnie się aż gorąco zrobiło...
Znowu mnie pocałował i pokłuł wąsami, uszczypnął za twarz i wyszedł przecie, obiecując się na ranny obiad... Pilska aż ręce załamała, bo ona to wie najlepiej, jakie z tym człowiekiem utrapienie... Ledwie się drzwi za nim zamknęły, gdy Mamcia zadzwoniła... Wbiegłyśmy. Poznała go z drugiego pokoju po głosie...
— A! ja nieszczęśliwa! Pilsiu! pewnie Porucznik...
— Niestety! — zaprosił się na obiad!
Załamała ręce Mama... Przeznaczenie moje spotykać się z nim, gdy potrzebuję odetchnąć... Cały dzień męczyć mnie będzie, i szczęście jeszcze, jeżeli się na dniu skończy...
Spojrzała na mnie, ocierałam się po pocałunku...
Strona:PL Kraszewski - Dziennik Serafiny.djvu/46
Ta strona została uwierzytelniona.