— Jabym też pojechał do wód — rzekł — bo mnie podagra męczy, ale nie mam za co...
O wiele się szczegółów rozpytywał, na które ja mało mogłam odpowiedzieć. Długośmy tak o różnych rzeczach rozprawiali — badał mnie wyraźnie...
— Matka — rzekł w końcu — mogłaby już pomyśleć o wydaniu cię za mąż; ale wątpię, żeby jej dzisiejsze stosunki dozwoliły, dobrać partją właściwą... Masz młodość i piękne imię... ja ci się sam o męża postaram, tylko dziwaczyć nie trzeba...
Zamilczałam, nie wiedząc sama co mam odpowiedzieć... Spytałam po chwili czy mam o tem Matce oznajmić, i że bez jej woli ja — mając w niej zupełną ufność, nic nie uczynię...
— Ale ja jestem Ojcem i mam moje prawa — odparł sucho... Ona ci lepszej nie znajdzie partji nademnie.
I dodał znowu: — Tylko dziwaczyć nie trzeba.
To mi dało do myślenia, że marjaż nie musiał być bardzo świetny, i zebrałam się nareszcie na przypomnienie, że jestem jeszcze zbyt młodą.
— Omśnaście lat — zawołał — nim do ołtarza przyjdzie, znajdzie się dziewiętnasty, sam czas. Gdy się co trafia, chwytać potrzeba...
Nie powiedział mi jednak nic, tylko, że do Mamy napisze. Wyszliśmy potem do pierwszego pokoju
Strona:PL Kraszewski - Dziennik Serafiny.djvu/70
Ta strona została uwierzytelniona.