Strona:PL Kraszewski - Dziennik Serafiny.djvu/73

Ta strona została uwierzytelniona.

lada kogo dała się wyswatać... O! nie! Nie idzie mi ani o wiek, ani o piękność, ani o nadzwyczajne przymioty — ale majątek mieć musi i żeby nie był tyranem... Nie mogę tego ścierpieć, żebym nie ja była panią w domu, i potem takiego losu doznała, jak Mama.



Dnia 17. kwietnia.

Baron jedzie z nami, bo Mama sobie tego życzyła, a on jest najlepszym z ludzi. Słyszałam od Pilsi, że i dlatego jego przytomność konieczną jest, aby Ojciec nadto się Mamie nie naprzykrzał, bo się jego natrętności boi.
Około południa, gdyśmy do salonu wychodzić miały, bo Baron już od godziny czekał na Mamę, zatoczyła się znajoma bryczyna nędzna Wujaszka, którego się nikt nie spodziewał, po tym jego liście, i nieznośny gbur w swoich butach śmierdzących wszedł do salonu... Baron, któremu on dokucza więcej jeszcze niż Mamie, i z którym się niecierpią, byłby uciekł gdyby mógł, ale nie było sposobu...
Właśnie z Mamą byłyśmy gdy zajechał, załamała ręce. — Bezwstydny! impertynent, zawołała — po tym liście śmieć przyjechać — to już przechodzi wszelkie pojęcie...