kiem, jaki Mama posiada, gdy chce... zbliżyła się do niego, prosząc grzecznie, aby jej gospodarstwo obejrzał kiedy i rozmyślił, czy by opieki nad niem przyjąć nie mógł. Odpowiedział ni to ni owo. Mama zaprosiła go na obiad... Niesłyszałam, czy się wymówił, czy przyjął...
Chcąc go sobie pozyskać, nazwała go tytułem — hrabiego, przeciwko czemu zaraz zaprotestował.
— Nie jestem hrabią, rzekł, tytuł ten dziś byłby śmiesznym... niemam do niego już ani prawa, ani pretensji; należę do tych, co nie przewodzą już, ale pracują na równi z biednymi, na kawałek chleba...
Mama powiada, że czuć obałamucenie demokracją w nim... Może być... ale ładny chłopak i w oczach wiele sprytu...
Trzeba być takiem jak ja dzieckiem, żeby się pierwszym lepszym emigrantem zajmować tak śmiesznie... ale przecież oczów sprobować muszę... a nie mam na kim...
Taki sobie rządca... to nie może mieć żadnych konsekwencyj, jużci się w nim nie zakocham...
Pilska mi różne rzeczy rozpowiada, które dają do myślenia... Wygadała się, że Mamcia, mając lat szesnaście, kochała się w guwernerze, i że go musiano odprawić, bo wziął to na serjo... a były tylko żarty... i zabawka... Otóż to nieszczęście, że podo-
Strona:PL Kraszewski - Dziennik Serafiny.djvu/82
Ta strona została uwierzytelniona.