bno tacy ludzie niższej kondycji, zaraz wszystko biorą serjo... i potem kłopot... Ale ja nadto jestem ostrożną, żebym się dała uplątać... Oczyma można sobie igrać... to nie kompromituje.
Był tedy pan Artur u nas na obiedzie... dał się nareszcie uprosić... Oglądał wprzódy gospodarstwo nasze... i gdy przyszło dać o niem zdanie, oświadczył Mamie, iż nie może o niem nic powiedzieć, bo to jest rodzaj staroświeckiego, tradycyjnego zarządu, który właściwie nie może się nawet nazwać gospodarstwem... Powiadał, że chcąc je poprawić, wiele by na to kosztów i czasu łożyć potrzeba... i t. p.
Mnie tam to nie wiele obchodziło... ale młodego jegomości, byłam niesłychanie ciekawą. Ani spojrzał na mnie. Jużciż, pojmuję to, że mógł nie mieć odwagi, że czuł, iż by to było zuchwalstwem z jego strony — ale — choć z ukosa i ukradkiem mógł przecie się chcieć przypatrzeć... ładnemu jak ja stworzeniu...
Sztywny jest, zimny, ostrożny, trzyma się ciągle w pewnej odległości od wszystkich, jakby się lękał i sam spoufalić i do poufałości ośmielić... Czuć w tem pewną dumę, która się ubiera w pokorę...