gła ukochać... One się tak rozumieją, tak są z sobą serdecznie... tak za sobą tęsknią, że jeśli się widywać nie mogą, dwa razy na tydzień pisują do siebie...
Ciocia Marja to moja... pierwsza powiernica od dziecka... to moja najdroższa, najukochańsza... najstarsza przyjaciółka. Mogę ją tak nazwać, bo nawet do Mamy niemam takiej jak do niej ufności...
Jaka ona dobra, jaka ona pobłażająca, jaka niewypowiedzianie miła...
Jej się trochę lepiej na świecie powodzi niż Mamie, ale ma i ona swoje biedy do znoszenia... mąż skąpy, dziwak i Pilsia powiada, że woli garderobiany od żony... Pfe! ohydnie... Kuzynkowie wychowują się we Lwowie, odebrał ich matce, i nie pozwolił na edukację domową...
Przez cały wieczór Mama tak zagarnęła Ciocię, tak opanowała, tak się w kątek zaszyły szeptać coś, rozpowiadać, że mnie się nic nie dostało. Zostałam skazaną na robienie herbaty, czego nie cierpię... Ręce parzę i rozlewam, herbata to za mocna, to za słaba... ale bo ja nie jestem do tego... to funkcja starych panien... Mnie to nudzi... Przyznam się, że ja żadnej roboty nie lubię — nie jestem do niej stworzoną.
Mama sama mówi, iż ręce się od tego psują, a ręce powinny być ładne...
Z pomocą Pilsi, moje teraz tak wyglądają, że
Strona:PL Kraszewski - Dziennik Serafiny.djvu/85
Ta strona została uwierzytelniona.