Strona:PL Kraszewski - Dziennik Serafiny.djvu/86

Ta strona została uwierzytelniona.

mogę prawie iść na równi z Maminemi... a jej prześliczne...
Już Cioci choć białe ale większe i nie takich kształtów. — Nie zrzucam prawie rękawiczek i nie zbyt często umywam się, bo woda zawsze skórę psuje...
Mama oddała mi sprawiedliwość, że mam wiele smaku i staranności około siebie... Pocałowała mnie za to i nazwała: — Moja ty pociecho...



Dnia 29. Kwietnia.

Schwyciłam Ciocię jeszcze w łóżku, ażeby się z nią wygadać do syta... Szczęściem Mama długo spała... Z Ciocią wszystko, wszystko mówić można.. rozumie, odgaduje... i ośmiela... Wyspowiadałam się jej tak, aby — w przypadku — co potrzeba powtórzyła Mamie... Zdaje mi się też, jeśli się nie mylę, iż musiała mieć polecenie od Mamy, aby mnie trochę wybadała... i dała mi niektóre nauki...
Dziwna rzecz, że i Ciocia zaczepiła coś o... przyszłość, o wyjściu za mąż. Powiedziałam, że jest czas na to, bom młoda... Tak — to prawda... rzekła, nawet bardzo jesteś młodziuchną, ale zupełnie rozwiniętą i wydajesz się zupełnie dojrzałą...