Strona:PL Kraszewski - Dziennik Serafiny.djvu/90

Ta strona została uwierzytelniona.

— Niech no panienka będzie ostrożna, rzekła do mnie, i tego chłopaka ubogiego nie bałamuci... aby go nieszczęśliwym nie uczyniła... Ładny doprawdy chłopiec... nikogo nie ma w okolicy... nuż Serafince oczka zaświerzbią, zacznie strzelać i trafi... Śmiałyśmy się... Ja już długo żyję na świecie — dodała — i mam dużo doświadczenia — wiem to, że młode oczka próżnować nie lubią...
Wyparłam się przed nią — ale nie mogę zaprzeczyć, że mnie... niecierpliwi tą oziębłością swoją... Gdybym mogła!! Ale Mama widzę, jak mnie ściga oczyma... jak gdyby i jej coś na myśl przyjść mogło. To po cóż wprowadzili go do domu. Przed Mamą wygaduję na niego... inaczej mi nie wypada... I w istocie nie cierpię go... nienawidzę... niepodoba mi się... Nakrochmalony, zimny. Wczoraj — nie wiem już kiedy — chustkę upuściłam naumyślnie... myślałam, że ją podniesie... Nie zobaczył, czy widzieć nie chciał... Mama i Ciocia także mu zarzucają tę zdziczałą jakąś naturę...
Ciocia cały Maj spędza u nas i Sulimów staje się codzień weselszym...
Nie chcę posądzać kochanej Ciotki — ale to rzecz jakaś osobliwsza, że ile razy ona do nas na dłuższy czas przyjedzie... zaraz w kilka dni się zjawia Rotmistrz Puhała... i potem już aż do jej wy-