Dwa dni temu, gdy mi tak życie było obrzydło, po raz pierwszy zaczęłam się przypatrywać Rotmistrzowi Puhale; temu przyjacielowi Cioci, co to zawsze przypadkiem do nas przyjeżdża, gdy ona się znajduje w Sulimowie.
Wcale nie stary człowiek i co się zowie piękny mężczyzna. Słusznego wzrostu, piersi wypukłe, głowa ładna, trzyma się po rycersku, elegant, wesoły i zabawny, a w oczach ma coś takiego, co mówi, że jest do czułości skłonny... Przypatrzywszy mu się... zaciekawiona nim zostałam... Spojrzałam nań raz, drugi... tak sobie, nawet bardzo nie zaostrzając wejrzenia. Zdaje się, że coś mu do głowy przyszło... i — ledwie Ciocia wyszła, patrzę, kołuje, kołuje... zbliżył się do mnie... Zaczęliśmy rozmowę, którą ja od Mamy nauczyłam się prowadzić, oczy się spotykały ciągle, a taki ma wzrok mówiący, iż mnie zaniepokoił. Zdawało mi się chwilami, że mi coś nieprzyzwoitego niemi powiedzieć chce. — Te maleńkie utarczki trwały cały dzień. Ale pan Rotmistrz, bardzo ostrożny puszczał się do mnie, gdy Cioci nie było, jak tylko ona weszła, jak gdyby go zimną oblał wodą. Ja też udawałam zajętę robotą.
Nazajutrz jużeśmy byli w bardzo przyjacielskich stosunkach... Czatował na mnie... i przylgnął.
Strona:PL Kraszewski - Dziennik Serafiny.djvu/95
Ta strona została uwierzytelniona.