Parę razy bardzo zręcznie poddał Ciotce myśl, to wypoczęcia, to wyjścia z salonu...
Oczy mu natychmiast słodyczą się jakąś wypełniały... niezmiernie stał się czułym... Zawojowałam go... żartując z niego, dowcipując i wyrachowując się tak, aby oczy były najczulsze właśnie wówczas, gdy usta uśmiechały się szydersko...
Tak upłynął cały dzień... Wieczorem patrzę, Ciotka siedzi w kątku i dąsa się na Rotmistrza... Zbliżyłam się do niej, odwróciła się, zmierzywszy mnie oczyma jak sztyletami...
Udałam że nic nie rozumiem i grałam rolę niewiniątka... Wieczór zszedł na kwasach, Ciotka zaczęła się skarzyć na ból głowy i wyszła wcześnie... Rotmistrz znikł...
Ja z Mamą i Baronem dosiedzieliśmy do zwykłej godziny... i pobiegłam wprost do mojego pokoju... Tylkom co włosy rozpuściła i zabierałam się suknię zrzucić, wpada Pilska.
— Panna Serafina do Pani!
— W tak niezwykłej godzinie? cóż to takiego?
Pogroziła mi na nosie. — Co to panna Serafinka wyrabia?
— Ja? co się śni Pilsi?
— Ale — ale — burza się zbiera na Pannę.
— O niczem nie wiem w świecie...
Strona:PL Kraszewski - Dziennik Serafiny.djvu/96
Ta strona została uwierzytelniona.