W istocie mówiły o mnie... Głos Ciotki naprzód się dał słyszeć...
— Ty wiesz — mówiła do matki — że my rodem wszystkie prędko dojrzewamy... O Serafince potrzeba myśleć, ta nieszczęśliwa pensja ją rozwinęła do zbytku... Widzę i z oczów i z rozmowy, że chciwą już jest wrażeń, świata... wszystkiego co życie stanowi. Trzeba ją wydać za mąż... im prędzej, tem lepiej... Samaś mi mówiła, że Ojciec ma już projekta, należy ci go uprzedzić...
Serce mi biło słuchając. Była chwila milczenia. Mama westchnęła.
— Nie chcę mieć dla ciebie tajemnic — rzekła... Ona nie wie nic... Ja jeździłam do Lwowa po to, aby ją odebrać, choć tego jej poznać nie dałam, aby nie roiła przedwcześnie. Ten mój poczciwy, nieoszacowany Baron, ten prawdziwy przyjaciel, który Serafinkę kocha jak własne dziecię.
Ciocia zakaszlała — była jakaś chwila milczenia... Mama ciągnęła potem dalej:
— Pewnieś słyszała o młodym dziedzicu Herburtowa, Zaborowa i... przyległości...
— Nie wiele... szepnęła Ciotka — ale o nim coś mówią, jakoby był... prawie idiota...
— Gdzież zaś! co znowu! co ci ludzie plotą! przerwała Mama. Nie mogę zaprzeczyć, że jest bar-
Strona:PL Kraszewski - Dziennik Serafiny.djvu/99
Ta strona została uwierzytelniona.