Strona:PL Kraszewski - Kościół Święto Michalski w Wilnie.pdf/105

Ta strona została skorygowana.

zapartą u dołu. Liczba ciekawych zwiększała się coraz bardziej, kobiety, baby, dziewczęta, starcy, pachołki, studenci, Żydzi, kupcy, wszystko biegło... jedni drugich pytali dokąd; ale nikt nie wiedział czego dzwonią i gdzie się pali, bo dzwonnica była zamknięta, na dziedzińcu nikogo z sług kościelnych, tylko u góry dzwon się ruszał, i widać było siwą brodę dziada, który, nie zważając na krzyki ludu, po swojemu pracował.
— Hej! — zawołał jeden otyły, łysy bez czapki, w fartuchu skórzanym kowal — a gdzie się pali?
— W twojej głowie! — odpowiedział mu głos z dzwonnicy, i w tejże chwili kilka strzałów, wymierzonych do ludu zgromadzonego, wypadło z okienek dzwonnicy.
Krzyk, zgiełk, hałas, zamieszanie rozeszły się w tłumie; jedni uciekali, inni ranionych i zabitych chcieli ratować, ale powtórne wystrzały odegnały nawet i najodważniejszych. Nikt pojąć nie mógł co się stało; cisnęli się wszyscy, krzycząc z przestrachu i chroniąc się gdzie mogli. Jedni wołali o pachołków i marszałkowską piechotę, drudzy o wojewódzką, nie wiedząc kto, za co, i dlaczego ich napastował.
Ulice wystawiały obraz największego popłochu i zgiełku. Pytano się, wołano, krzyczano, aż póki nareszcie nie nadeszła marszałkowska piechota. Rozpytywał się dowódca