Strona:PL Kraszewski - Kościół Święto Michalski w Wilnie.pdf/128

Ta strona została skorygowana.

— A co? czy nie mówiłem, że trzeba uciekać — przerwał brat Salezy, porywając swego towarzysza za suknię i ciągnąc za sobą.
— Czekaj jeszcze. Wierni katolicy! — zawołał głosem donośnym brat Innocenty — biorę was wszystkich za świadków znieważenia kościoła Bożego!
— Cóż to za świadkowie? baby, żaki — przerwał drugi — co nam do świadków? idźmy, zawołamy marszałkowskiej piechoty. Idźmy! idźmy!... — i pociągnął go za sobą.
Na placyku zostało się tylko kilka białogłów, dwóch żaków, kilku woźniców i rzemieślników, którzy sami nie wiedząc co się działo, spoglądali z przestrachem, osłupieli, to na zbór, to na kościół.
Tymczasem w oknach zboru i w samym zborze zgiełk się coraz powiększał. Ksiądz Balcer, dosłyszawszy nieco mowy bernardynów, wybiegł na dziedziniec i w zapale, który szał i wino powiększało, jeszcze na nieprzytomnych rzucał jadowite obelgi.
Od mowy przyszło do rzeczy, kilku zapalonych dysydentów porwało się na katolików, stojących i wrytych z podziwienia przed kościołem.
Ksiądz Balcer krzyczał, a upojona zgraja dopomagała, rzucając niesłychane obelgi.
— Precz z tym kościołem! — krzyknął jeden — zburzmy go!