Strona:PL Kraszewski - Kościół Święto Michalski w Wilnie.pdf/142

Ta strona została skorygowana.

blą, wzniesioną nad głową, przystąpił ile mógł dla natłoku ku niemu i pchnął go z drogi. Ale szlachcic nie dał się zwojować: lewą ręką chwycił żonę, aby ją w tłumie nie ściśnięto, drugą świsnął szablicą i gotował się do obrony. Bardziej jeszcze oporem rozjątrzony Zaranek zmarszczył się, porwał go za kark i przez łeb tak silnie ugodził, iż krew trysnęła. Mimo rany, szlachcic nie ustąpił, podniósł szablę i krzyknął:
— Ratujcie, panowie bracia!...
Zaranek ciął go raz drugi, szlachcic zachwiał się, a żona jego, czepiając się do niego, wołała:
— Kochany mężu! ustąp temu rozbójnikowi! — Z płaczem i lamentem wierna żona, zasłaniając go sobą, nie przestawała błagać, aby zszedł na stronę. Ale nic nie pomogło, uparty Mazur stał jak wryty, a Zaranek, zniecierpliwiony, uderzył silnie płazem przez plecy żonę szlachcica, ciął go jeszcze raz po głowie i pan Maciej padł na ziemię bez zmysłów.
W jednej chwili odsunąwszy tę zawadę, odpychając naokoło, z krzykiem i hałasaem posunął się dalej Zaranek, rozkazując prowadzić za sobą armatę. Tysiące przekleństw szło za nim.
— Do turmy go, do turmy!... — wołano zewsząd — rozbójnik! trzymajcie go!! łotr! Bodaj go własna matka nie poznała!!
Zaranek nie zważał na te krzyki, otarł