Strona:PL Kraszewski - Kościół Święto Michalski w Wilnie.pdf/177

Ta strona została skorygowana.

iste na akademików i Jezuitów napastują, uważając ich za promotorów całej tej ceremonii.
— Do widzenia!
— Umknąć trzeba, bo i namby tu może na sucho nie uszło.
Gdy się dwaj rozmawiający rozeszli, ukazał się idący ulicą Zamkową groźny oddział piechoty. Na twarzach żołdaków malowała się złość i zajadłość, a przewodniczący im naczelnik temi się słowy odzywał:
— Ho! zobaczym psy, szujo przeklęta, kto wygra! Będziecie mieli za swoje! Ile kamieni było na dachu zborowym, tyle was będzie łbami brukować ulice. Hola! co tam za jeden idzie? trzymać go!
— Stój!
— Czego chcecie odemnie? — zawołał przechodzący, młody człowiek, z ubioru i szlachetnej postawy, na znacznej familii potomka wyglądający. Czego chcecie? wszak idę spokojnie.
— A wczoraj czy siedziałeś doma spokojnie? — zapytał dowodzący, kiwając mu pod nos. Zmarszczył się na te słowa młody przechodzień, i nic nie odpowiadając, chciał iść dalej, ale go zatrzymano.
— Stój, psi synu! — krzyknął dowódzca oddziału; jak śmiesz iść, kiedy ci rozkazuję?
— A jakiem prawem mi rozkazujesz?
— Oto masz moje prawo! — krzyknął żoł-