Strona:PL Kraszewski - Kościół Święto Michalski w Wilnie.pdf/180

Ta strona została skorygowana.

cierpiała! Ale jakże twoja rana, Dawidzie? Nie ruszaj się, leż spokojnie! Prosiłam rektora, mówił, że przyszle zborowego lekarza.
Chory drżącym i słabym głosem, zapytał:
— Alboż rektor jest we zborze?
— Jest, są z nim wszyscy. Teraz właśnie zamurowują wyłom w murze, wybity wczoraj. Mocny oddział piechoty strzeże zboru i lud spokojnie rozszedł się po domach. Kilku rabusiów siedzi w turmie, a między innemi ten, który na nas niedawno napadał. Powiadają, że na niego skarg jest wiele i nie łatwo mu będzie uwolnić się z więzienia. Wojewoda trzymać go kazał pod najściślejszą strażą, póki osądzonym nie zostanie, jako zbrodzień i buntownik.
— Tak, warto, palsembleu! — przerwał w tej chwili sam kupiec nieśmiało. Warto, żeby go ćwiertowali, spalili na stosie lub powiesili. On to jest przyczyną i twojej rany, panie Dawidzie: bo w ciągłym zostając alarmie, sądziłem, usłyszawszy cię ciszkiem nadchodzącego, że to się kto skrada po resztę mojej chudoby, i palnąłem. Bóg mi świadkiem, żem nie wiedział, czy to ty.
— Spodziewam się — odpowiedziała Justyna — że wiedząc, iż zięć idzie, nie byłbyś go tak przywitał, panie ojcze?
— Ale pewno — dodał kupiec — któż się mógł domyśleć? palsembleu! Wczoraj tak byłem zmartwiony utratą prawie całego majątku, który mi akademicy rozrabowali, żem