Strona:PL Kraszewski - Kościół Święto Michalski w Wilnie.pdf/186

Ta strona została skorygowana.

kiemuś młodzikowi, wniosła mi w dom niepopokój i udręczenie. Smutna, ponura, nie płakała nigdy, ale gryzła się sama w sobie i, poprzysiągłszy sobie nienawidzieć mnie, nienawidziła jak kobieta!... Nie było rodzaju przykrości, któregoby mi uczuć nie dała... co tylko może wymyślić kobieta, co tylko człowiek wykonać potrafi, zgromadziło się nad moją głową... Byłem nieszczęśliwy, musiałem z własnego uciekać domu... przeklinać żonę, siebie, życie, świat i wszystko... Upatrując tylko zręczności, żeby się z domu oddalić, łatwo wyrobiłem u ojca pozwolenie zastąpienia go w interesach, które go do Wilna wzywały... Pojechałem... i tu poznałem cię, Justyno!... Kochaliśmy się!... ale wspomnienie żony, powrotu gryzło mię bezustanku!... Dla mnie nie było szczęścia na świecie, póki na nim była ta, którą musiałem nazywać żoną!
Wyjechałem z Wilna pełen miłości i rozpaczy, przemyślając nad sposobami pozbycia się mojej żony, ożenienia się z tobą, Justyno. Przybyłem nareszcie do rodzinnego mego miasta, pobiegłem do domu, jak szalony, zastałem Karolinę, jak zawsze, w oknie swojej izdebki, wpatrującą się w niebo... Wszedłem, nie obróciła się nawet do mnie i odezwała się temi słowy:
— Wróciłeś, Dawidzie; chwała Bogu, czekałam cię, żeby cię męczyć. Jestem rada z twego przybycia. Będziesz cierpiał. Musiałeś od-