Strona:PL Kraszewski - Kościół Święto Michalski w Wilnie.pdf/189

Ta strona została skorygowana.

mać mogła! Gdybyś miał serc tysiące i tysiąc mi ich oddał, zdeptałabym te ofiary, bo dla mnie było jedno serce Fryderyka, ale on nie był dla mnie! Śmiercią mię nie ustraszysz! Możesz mię uderzyć: alboż ten, kto cierpi duszą, razów się boi? Bądź przytem pewny, że jeśli się na to odważysz, i ja znajdę siły na oddanie każdego uderzenia!
Jej naigrawania przeszyły mi duszę, boleść odebrała mi przytomność, uczułem jej ręce na mojej szyi, zerwałem się pełen gniewu, uścisnąłem tak silnie, że w moich objęciach... skonała.
— O! Boże! — przerwała Justyna, odskakując od łóżka z przestrachem i patrząc na konwulsyjne drgania wszystkich rysów twarzy Dawida. — Tyś był zabójcą własnej żony!
— Ale jakiej żony! — zawołał Dawid, boleśnie obrażony tym wykrzyknikiem.
— I śmiałeś rękę krwią jej zbroczoną oddać mnie i w zamian za serce czyste, które ci dałam, oddać mi drgające serce zbrodniarza!
— Nie, nie, Justyno! — zawołał porywając się z łóżka, biegnąc za uciekającą obłąkany Dawid — moje ręce nie były krwią zbroczone, ani kropla krwi nie pociekła! Udusiłem ją tak zgrabnie, że krzyknąć nie miała czasu! Co za skonanie! w uścisku! co za roskosz. Justyno! nie uciekaj ode mnie. Tyś moja żona! chcę cię uścisnąć! Nie bój się! kropla krwi nie popłynie! uścisnę cię! Justyno!... raz tylko! tylko raz! raz na wieki!