Strona:PL Kraszewski - Kościół Święto Michalski w Wilnie.pdf/194

Ta strona została skorygowana.

temi szablami, chodziło koło turmy zamkowej. Zdala jednakże dochodziły krzyki, odgłos strzałów, i wkrótce zaświeciła łuna pożaru. Żołnierz, stojący na straży, obracając się do drugiego, odezwał się znienacka:
— Tam gorąco, jak widać.
— Hm! — mruknął drugi ponuro — co nam tam? będzie im gorąco! to znów sprawki studentów.
— Być może.
— O! spodziewaliśmy się tego — rzekł drugi, przechodząc się powoli i patrząc w górę na kraciaste okna, w jednym z których bielała głowa więźnia, wysunięta z za kraty. — Spodziewaliśmy się tego i dziś rano jeszcze. Pan rotmistrz wysłał jeden oddział piechoty w tamtą stronę, drugi do zboru, a trzeci na ulice.
— To tylko źle — odparł drugi, oglądając się wkoło, że nas tu dwóch dwoma zostawili. Byle jaka garstka, mogą odbić więźniów!
— Ba! alboż nie wiesz rozkazu, żeby w takim przypadku więźniom w łby popalić.
Głębokie westchnienie przedarło się przez kraty górnego piętra więzienia, nastąpiło chwilowe milczenie. Dwaj knechci z szablą na ramieniu przeszli się parę razy, jeden z nich stanął i, pokazując w tę stronę, w której świeciła łuna pożaru, zawołał:
Saperment! oni podpalili!