Strona:PL Kraszewski - Kościół Święto Michalski w Wilnie.pdf/196

Ta strona została skorygowana.

mu je wydłubią, nie czas będzie gawronić! To ten paniczyk! co to dowodził koło zboru!
— A! co zabił szlachcica i ranił jego żonę!... która chodziła na skargę do wojewody! miała nawet pisać do króla... żeby on się z nią ożenił, kiedy jej męża zabił!...
— Piękna propozycya dla takiego łotra!... ale ho! my go ożenim z panną szubienicą i damy mu postronek w posagu! on to topił księdza rektora!...
— Ah! Milionen Teufel!... to ty, psie?
Zaranek milczał i spokojnie oknem wyglądał. Dwaj knechci stali, wpatrując się w niknącą łunę pożaru i wolniejące w oddaleniu odgłosy uciekającego ludu.
— Ho! już musieli drapnąć!... nie dopomógł im nawet patron Jezowicki, co tam blizko mieszka! Oh! czemuż mię tam niema! dokazałbym cudów tą szablą, którą odebrałem od płatnerza ostrą, jak język jezuity.
Wer da? — wrzasnął w tej chwili drugi żołnierz, ktoś idzie.
— Niema nikogo! — odparł drugi. — Tak ci się zdało! To ten hałas słychać zdaleka!
— Nie! przysiągłbym, że ktoś chodzi z drugiej strony turmy i niejeden. Ty tu zostań, ja pójdę... Już i ten łotr schował głowę... nie widać go, pójdę-no ja zobaczę!
I poszedł, porwawszy rusznicę na plecy, słuchał we drzwiach chwilę i wrócił.