Strona:PL Kraszewski - Kościół Święto Michalski w Wilnie.pdf/35

Ta strona została skorygowana.

— O! o! już i kłótnia! zawołał trzęsąc głową, przysiągłbym że panu Desaus o córkę chodzi albo o pieniądze, bo tak wrzeszczy, że go słychać na drugim końcu miasta... o to! to mi to ogień!
Francuz miał widać uszanowanie dla starca, bo się wnet obrócił i, domrukiwując już tylko pod nosem resztę litanii swojej, podał mu krzesło i zapytał, jakiego chce wina
— Jeżeli masz jakie uczciwe, to wypiję maleńki bechereczek dla pokrzepienia żołądka; jakiego chcesz, byle dobre...
— Mam przedziwny muszkatel; możeby go korzeniem przyprawić i przy ogniu zletnić trochę? hę?
— A! dobrze! proszę tylko nie marudzić, bo mam dziś po uszy roboty! O! a wy to, panowie młodzi, kiedy ja o bechereczek jeden proszę, jużeście dzbanisko wychylili?
— Che! che!
— Che! che! odezwali się dwaj zaczepieni, bo już wino działać zaczynało i wiązało im gębę; już mina Rakowskiego błyszczała jak ponsowy but wojewody, a Piekarski z rozwartemi ustami, z uśpionym wzrokiem, byłby Bachusa doskonale gdzie w dyalogu wystawiał, gdyby mu dodano choć odrobinę rozumu, którego cała jego postać ani za grosz nie miała.
— Spiłeś się waszmość jak bela, rzekł stary do pana Piekarskiego. Mój Boże! tak młody! kiedym ja był taki, byłem jeszcze pokojowcem