Strona:PL Kraszewski - Kościół Święto Michalski w Wilnie.pdf/40

Ta strona została skorygowana.

niepodobna było zapomnieć. Wejście jej, długi, olbrzymi cień postaci rysujący się na przeciwnej ścianie, jej słowa i mina, stanowiły scenę godną lepszego pióra.
— Siadaj matko, odezwała się Justyna, musiałaś zziębnąć na dworze, przyszłaś przenocować zapewne... wiatr być musi dojmujący na dworze.
— Dojmujący! powtórzyła przybyła, wyciągając długie wyschłe ręce nad kominem, dojmujący; ale duszy nie przejmie, a kto ogień nosi w duszy, temu taki wiatr niczem!
Kiedy to mówiła, Francuz Desaus, zapewne do podobnych scen przywykły, mrugnął na chłopca i na palcach po cichu zgarbiony wyszedł z izby.
— Tak! zapewne, odpowiedziała Justyna Maryi, ale ten ogień duszy gaśnie z wiekiem.
— Może! może! przerwała stara, kiwając głową z powątpiewaniem, ale kiedyż moja młodość przeminie?
— O! moja panno, mówiła dalej, cóżbym ja dała, gdyby moje lice różowe na zmarszczone policzki kościelnej baby zamienić, i ten ogień na chłodne serce starości... a jednak nie mogę! bo Bóg za karę skazał mię na młodość wieczną. Patrz! dodała uśmiechając się okropnie, moje oczki, moje ząbki, moja kosa kruczych włosów, tak ładne jak przed laty! a serce tak młode jeszcze, jakbym dziś pierwszy raz kochać zacząć miała!... Nie dziw też to, nie