Strona:PL Kraszewski - Kościół Święto Michalski w Wilnie.pdf/44

Ta strona została skorygowana.

wody, taki był minucista we wszystkich, najdrobniejszych nawet życia czynnościach.
Pan Daniel Naborowski, który się z nim spotkał w bramie, niedarmo był poetą, bo też i poetyczną miał minę, twarz długą, nos orli, oczy czarne i wielkie, czoło wysokie, rumieniec i uśmiechające się oblicze. Wszyscy owych czasów poeci tak jak on wyglądali, bo wówczas nie znano jeszcze literatury, coby jak dziś zbledziła, schudziła i zubożyła człowieka. Dawniej nie było u nas prawie poetów z profesyi; przy szklance, przy oklaskach, przy dobrze napakowanym żołądku i nie próżnej kieszeni, rodziły się ody i pieśni.
Kiedy pan Daniel poeta milczał, usta jego ożywione dowcipem, któremu miłość własna mocy dodawała, uśmiechać się zdawały; kiedy zaś mówił, słowa jego drugie tyle nabierały wartości od gestów i gry fizyonomii, w wysokim stopniu przezeń posiadanej.
— Daj ci Boże dzień dobry, odezwał się pan Pietkiewicz do Daniela poety.
— Także to rano wychodzisz mości dozorco, odpowiedział Naborowski, a chociaż nie venator, sub Jove frigido nie boisz się pozostać, z gorliwości o dobro twoich owieczek.
— Mam wiele do czynienia, mości sędzio, przerwał dozorca, i dla tego nawiasem tylko oznajmuję waszmości, że bratowa księdza Jurskiego syna powiła, będziemy mieli chrzciny.
— O to! to! odezwał się Daniel, zaśpiewam