Strona:PL Kraszewski - Kościół Święto Michalski w Wilnie.pdf/68

Ta strona została skorygowana.

kominie. Byłem w gospodzie na Antokolu, tam zaczepili mnie jacyś.
— Tak! przerwała stara, i tyś się im z rąk wyśliznął jak wąż z ręki, ginący w trawie... Ale jak wyszedłeś, ci łotrzy umawiali się z sobą o wykradzenie mojej drogiej Justyny, mojego najmilszego dziecka, które własną karmiłam piersią, kiedy mnie ten niewierny Staś porzucił... Ludzie mi mówią, że od tej chwili rozum straciłam, ale ja go mam, o! mam aż nadto do uczucia mojej nędzy i opłakanego stanu... Ale nie zawsze płakać można, dodała zbliżając się do komina, a choć pocisk tkwi w ranie, krew musi przestać płynąć... O! pamiętaj Justyno, że mężczyzna jest to gad brzydki, który nieczystą szyją obwija różę, wysysa z niej słodycz, wysusza ją i ucieka!... Biada tej, co wierzy kłamliwym słowom jego, bo dla nich, dla mężczyzny niema ołtarza ani sięgi; nieba ani piekła!
Seledynowy spojrzał bystro i groźno na matkę Maryę i niecierpliwie tupnął nogą, a Justyna spuściła oczy i westchnienie mimowolne wyrwało się z jej piersi. Desaus tymczasem chodził po izbie i mruczał, zaglądał w okno, nastawiał ucha na szelest najmniejszy i co chwila z wyraźną niespokojnością macał swoją szkatułkę. Wtem zadrżał... szmer lekki dał się słyszeć, ktoś wszedł do izby. Kupiec odskoczył i porwał oburącz szkatułkę, lecz przypa-