Strona:PL Kraszewski - Kościół Święto Michalski w Wilnie.pdf/70

Ta strona została skorygowana.

— A!... a! to dobrze!... proszę jutro być u mnie: jestem rektorem tutejszego zboru.
— Jeśli taka wola wasza...
— Prośba... prośba... nie wola, odpowiedział ksiądz rektor, szpiegując bacznie każde poruszenie seledynowego, jakgdyby wszystkie myśli jego chciał przeniknąć; jest to prośba!...
Seledynowy skłonił się zimno.
Tymczasem matka Marya zachmurzyła czoło i, postępując z obłąkanemi oczyma do Justyny, zawołała tak głośno, że ją wszyscy słyszeć mogli:
— To lis! to lis!... patrz jaki układny! O gdyby na twarzy jego wyczytać było można, co zrobił przez całe życie, oczy jego pokryłyby się krwią i łzami, które wycisnął!... Staś!... oh!
Rektor obrócił się niespokojnie, obejrzał się, namarszczył czoło, a matka Marya podeszła ku niemu w milczeniu, tak, że jej suknia o niego się otarła. Kalwin zdawał się tem trochę zmieszany, ale wnet odzyskując przytomność, rzekł obojętnie do Dawida Manheima.
— Jutro będę czekał waszmości...
Widząc, że stara coraz się więcej ku niemu przysuwa, rektor krzesło swoje do komina przybliżył, lecz gdy to nie pomogło, jeszcze bardziej do ognia się chciał schronić od napastującej go obłąkanej; krzesło się przechyliło ku kominowi i ksiądz rektor padł z ciężkiem i okropnem westchnie-