Strona:PL Kraszewski - Ostatni rok.djvu/151

Ta strona została przepisana.

nato co miał piérwszy jeździec powiedziéć.
— Czy dziś wszystko zamarło, w naszym zameczku? rzekł śmiejąc się piérwszy; nic się ani ruszy, Panie Stanisławie, jakby żywéj duszy nie było — A jednak wiém pewno, że moja Pani wyjechać nie mogła.
— Niéma w tém nic złego, Najjaśniéjszy Królewiczu, odpowiedział Pan Stanisław Kazanowski[1], ostróżność nie szkodzi.

— Zapewne, rzekł Królewicz Władysław, że nieszkodzi, ależ tu przecie w tém ukryciu, trudno czego dopatrzyć, i nikt tu prócz nas i naszych nic bywa. To mówiąc zsiadł z konia, za nim uczynił toż towarzysz, hajducy wzięli konie od Panów. Z ostróż-

  1. Kazanowscy byli ulubieńcami Władysława. Stanisław najwięcéj mu do rozpusty przewodniczył — patrz Siarczyńskiego — Obraz Wieku Zygmunta III.