Strona:PL Kraszewski - Ostatni rok.djvu/281

Ta strona została przepisana.

pewnym lecz ogromnym krokiem. Był to Pan Kliński wracający od Tomasza Sapiehy, dobrze podochocony i nieco nawet zataczający się po ulicy. Oczy miał przymknięte, usta ścisnione, policzki wydęte i wyraz twarzy groźny i zuchwały. Wino dodało mu odwagi i dobrego humoru, pomijając drzwi golarni nucić nawet zaczynał starą polską piosnkę Strzelców Kurkowych, i machać rękoma, gdy naprzeciw idący męszczyzna w krótkim płaszczu i kapeluszu z piórami przerwał mu bieg jego myśli. Ten nieznajomy idąc prędko chciał ominąć Klińskiego, ale on, że mu wino głowę zawróciło stanął i za rękę go pochwycił.
— Dobry wieczór mości Kawalerze! a dokądże to? zapytał rapróżno usiłującego się wyrwać, milczącego przechodnia.