ślony, ponury, rozbierając w swéj głowie ten wypadek poszedł także w swoją stronę. Kroki jego, tak były niestałe jak myśli, patrząc nań albowiem zdawało by się widziéć trzcinę, którą wiatr pomiata. Wino coraz silniéj działać nań zaczynało, ale oczy mogły jeszcze kiedy niekiedy nogom drogę torować, chociaż nie zawsze dobrze, bo kilka krotnie przewlókł się szukając przejść suchych, przez kałuże połne błota, zamiatając suknią ulicę. Karabelą zawadzał coraz o różne wydatniéjsze przedmioty na drodze i na koniec, gdy dészcz rzęsisty podać zaczął, orzeźwiony jego chłodem, pomyślał że trzeba trochę kroku przyśpieszyć. Jakoż mijając ulicę z jednego końca w drugi i coraz zasłaniając się rękoma od grożących murów, żeby się o nie nie uderzyć, dowlókł się nareście, dzięki
Strona:PL Kraszewski - Ostatni rok.djvu/285
Ta strona została przepisana.