— Tego łotra jutro wciupę na chleb i wodę, jeśli klucza nie wyszuka! poszukać koło niego! Porwało się kilku, powalili biédaka i zwycięzką ręką wyciągnęli mu jakieś trzy klucze z kieszeni. Porwał je Władysław, na nic już więcéj nie zważając, lecz w tém gdy do furtki zmierza, dziwaczna jakaś postać ukazuje się we drzwiach do bocznych wschodów prowadzących. Pan Kliński, on to był bowiem, w jednym ręku trzymał duży lichtarz z woskową ogromną zieloną świécą, wznosząc go wyżéj głowy, dla tém lepszego przypatrzenia się, na nosie wznosiły się grubo wyrobione okulary, w drugim ręku miał różaniec potężny hebanowy, a na sobie futerko lekkie, pokryte wypłowiałym adamaszkiem. — Pod pachą trzymał ogromny muszkiet, który był wziął sądząc zapewne z hałasu na dziedzicu, że jestń jakieś nie-
Strona:PL Kraszewski - Ostatni rok.djvu/300
Ta strona została przepisana.