pozostało przy Królu, reszta przyszłością już zajęta myślała o czém inném.
W Zamku pusto było i głucho, gdzie niegdzie migało światło, przerywał cichość odgłos stąpań lub rozmowy, na dziedzińcu przechadzał się Pan Kliński z grubym kijem sękowatym w ręku, w aksamitnéj okrągłéj czapeczce na głowie, zdawał się rozmyślać o czémś niespokojnie, kiwał głową, spoglądał, ruszał ramionami i wyglądał czasem niecierpliwie za bramę, starając się mimo ciemności, dostrzedz coś na ulicy. Po kilko chwilowém oczekiwaniu spostrzegł nareście w oddaleniu wysokiego męszczyznę w hiszpańskim stroju, dążącego ku niemu; stanął więc, ręce wtył założył, napuszył się i wpatrywać w niego zaczął. Nieznajomy zbliżył się już o parę kroków, a Pan Kliński obejrzawszy się wprzódy starannie, czy kto nie patrzy pociągnął go
Strona:PL Kraszewski - Ostatni rok.djvu/314
Ta strona została przepisana.