Ta strona została przepisana.
trywali się, to w twarze przytomnych, to w nieruchome i ciężkim tylko poruszane oddechem oblicze chorego.
Tym czasem, żadnej chwili niechcąc utracie, z pośpiechem żądał Zygmunt, aby dozwolno wejść Hetmanowi; lecz gdy przez usta panny Urszuli zapytał medyków, czyliby na to zezwalali, długie i przeciągłe milczenie, w wątpliwość wprawiać go zaczynało. Doktorowie patrzali z powątpiewaniem jeden na drugiego, a przytomni wlepiali w nich wzrok ciekawy, oczekując w tém jak od wyroczni, stanowczego głosu.
Wśród licznych wreście ukłonów, Oelhaf odezwał się, ale tak po cichu, że nic nie usłyszano, tylko jakieś porozrywane i nie składne dźwięki.
— Prosim głośniej, przerwano mu