Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/104

Ta strona została uwierzytelniona.

szcie — upokarzająco-by było dla mnie odprzysięgać się, myśl pan, co chcesz.
Usłyszawszy te słowa, ręce roztwarte panu Kornikowskiemu opadły, spuścił oczy, westchnął.
— Stało się — rzekł z boleścią — stało! trzeba było téj hańby i upokorzenia, aby ostatni ex illustri prosapia Siekierzyńsciorum zniżył się usque ad mercaturam i zaparł sam swego szlacheckiego klejnotu, swéj dostojności nobilis Polani!... Ha! płakać potrzeba i radować się; siadaj waść i mów mi, co myślisz z sobą?
Tadeusz usiadł, pocichu ocierając pot z czoła.
— Więc myślisz dopominać się Siekierzynka? — spytał pan Piotr.
— Nietylko myślę, ale mogę, muszę i odbiorę go — rzekł stanowczo Tadeusz — prawa moje są najczystsze i najjaśniejsze, papiery wszystkie w gotowości.
— A kogoż myślisz waść użyć do procesu? pamiętaj, że lat kilkadziesiąt upłynęło od czasu, jak-eście się stąd wynieśli, Wichułowie porobili sobie stosunki i przyjaciół: wy ich nigdy wielkich nie mieliście, nikt, chyba jaki causidicus i causiperda odarty, nie podejmie się twojéj sprawy.
— Mniejsza o to! — przerwał Tadeusz — ja sam bronić jéj będę, jestem gotów.
Paratus! co? a gdzieżeście się tak ku temu przysposobili, w sklepie Falkowicza? hę? Ale cicho! sza! Tu nieraz przyjdzie ore tenus i stante pede długi głos powiedziéć, czujesz-że się na siłach?
— Na wszystko to jestem zupełnie gotów i asygnuję Wichułów do komportacyi dokumentów i osobistéj komparycyi.
— Daj-że Boże szczęście! — pocierając czoło, mówił powoli stolnik — a daléj cóż myślicie?
— Daléj, odebrawszy Siekierzynek, siadam gospodarzyć jak inni, ożenię się i...
Stolnik ciągle głową potrząsał chmurny, niedowierzający, zimny, zdawał się marzyć o przeszłości, teraźniejszości nie ufać, a Siekierzyński ledwie go ku wieczorowi rozruszał; nic jednak dawnéj serdeczności wrócić nie potrafiło, którą kupiectwo Tadeusza rozerwało. Pan Kornikowski prosił wprawdzie pupila, aby u niego zamieszkał do czasu, póki schronienia potrzebować będzie, ale czynił to widocznie dla pamięci rodziców, nie dla niego. Zostawiwszy szkatułkę pod łóżkiem pana stolnika, Siekierzyński ubrał się nazajutrz dostatnio, przypasał szabelkę ojcowską, wygolił twarz i czuprynę more antiquo, i staremi szkapami pana Kornikowskiego ruszył do Siekierzynka, którego wcale nie pamiętał, tak małém z niego wyjechał dziecięciem.
Na czele rodziny Wichułów stał wówczas pan Ksawery, rodzo-