Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/109

Ta strona została skorygowana.

Variabilis — mruknął Wertkowski.
— Ale rozpatrzcie się no w sprawie! pamiętacie wy ją?
— Znam jak zły szeląg.
— I myślicie, że wygra?
Probabilitas. — Wertkowski mówił zawsze lakonicznie po pijanemu, bo mu i trudno było wyjąkać.
— No, to przynajmniéj wiem, co czynić — rzekł Wichuła — jadę do miasteczka i pierwszemu, kto tę sprawę weźmie, nos i uszy poobcinam, a pana Siekierzyńskiego wykurzę płazami, jeśli zechce. Nie dopuszczę ja go do prawa...
To powiedziawszy i widząc, że Wertkowski nic nie odpowiada, zawrócił się Wiehuła:
— Bądź zdrów, sąsiedzie! — zawołał, trzasnął drzwiami, dosiadł szkapy i nazad do Siekierzynka. Tu zaraz zaprzężono mu bryczkę i niedługo myśląc, pan Ksawery pognał do Czerska.
Jakoś na pół drogi był lasek sosnowy niewielki, gdzie się schodziły u karczemki dwa gościńce od Siekierzynka i od Czerczyc, skąd właśnie jechał pan Tadeusz do Czerska także, i traf chciał, żeby, gdy konie Wichuły się wysapywały, a on kwartą piwa się chłodził, nadjechała bryczka Siekierzyńskiego i stanęła także spocząć szkapom. Dwóch szlachty na nędznych chabetach posilali się chlebem i serem w pierwszéj izbie, przywiązawszy konie do płotu Siekierzyński został na bryczce, Wichuła jak go tylko zobaczył porzucił kwartę z piwem, podtarł wąsa i wprost do bryczki:
— Kłaniam, panie Siekierzyński.
— Czołem, mości Wichuło!
— A co! do Czerska?
— A do Czerska.
— I ja téż.
— Weseléj będzie w drodze.
Wichuła, którego w okolicy bali się wszyscy jak ognia, nie przywykł był, żeby go kto tak lekko traktował, namarszczył się i sięgnął impetycznie ręką ku kołnierzowi kontusza siedzącego na bryce... Ale nim dotknął pana Tadeusza, już ten z szabelką, którą chwycił z siana, wyskoczył i stanął przed przeciwnikiem śmiało, a śmiejąc się w dodatku:
— Co! — zawołał — czy nie chcielibyście rozpocząć procesu od uszów i nosa!
— O! patrzcie go, jak głośno śpiewa! — odparł Wichuła — a nu, bratuniu jeden, myślisz, żeś młokosa złapał, co cię się zlęknie, zaraz ja ci tu pokażę Wichułę.
— Ja-m nie od tego, jak widzicie — rzekł Tadeusz raźnie — cale po szlachecku mosanie i przy świadkach, jest tu widzę dwóch