Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/112

Ta strona została uwierzytelniona.

Ledwieśmy nadbiegli, aż tu, panie stolniku dobrodzieju, jak się poczną chlastać i Wichuła...
— Byłem tego pewny, to rębacz bestya! — rzekł stolnik, waląc ręką o stół.
— Wichuła go po palcu! a ten jak nie plaśnie Salerego, z pozwoleniem pańskiém, przez łeb, tak się krwią oblał ze wszystkiém. Jeszcze go trochę wypłazował, gdy się Wichuła, gdyby zając przewrócił, ślepie wytrzeszczywszy, ten siadł sobie i pojechał.
Gdy Pancerzyński opowiadanie kończył, stolnik, który oddawna z krzesła nie wstawał, z wielkiego wzruszenia i radości, aż się na nogi podniósł, oczy mu się zaiskrzyły, twarz zapałała, wąsa kręcił i śmiał się.
— Patrzajcie! patrzajcie, obciął Wichułę! jak Boga mego kocham, obciął! waść to sam widziałeś, na swoje oczy! Jest krew! jest krew! Idź, mój Pancerzyńsiu, napij się wódki u Jędrzeja duży kielich ten, co z gwiazdkami, i wróć tu do mnie...
Poszedł szlachcic, a stolnik ręce złożył.
— Dzięki Bogu! nie zmieszczańczył się nic... Kto wié, może i nie sprzedawał pieprzu! a zresztą kto go tam będzie wiedział! Ale gdzież się uczył szablą wywijać? Chwat! uściskam go, jak przyjedzie! No! to mnie rozbraja! chwat! Gdyby był pieprzu nie przedawał! ale stało się! cóż robić! Obciął Wichułę! Siekierzyński zawsze Siekierzyńskim!
I tak bez ładu, drgając aż na swojém krześle, starzec coraz to wykrzykiwał aż do powrotu Pancerzyńskiego, który znowu od początku do końca musiał mu całe spotkanie z największemi opowiadać szczegółami.
Stolnik cieszył się z tego wypadku niepomału, kochał bowiem Tadeusza, od którego tylko dzieliło go dziś przykre wspomnienie kupiectwa, niezmazany ślad na herbowéj szlacheckiéj tarczy Siekierzyńskich zostawującego. Stolnik rad był utopić pamięć tego uczynku, a bał się co chwila, by się nie rozgłosił i drżał na samo przypuszczenie podobnéj ignominii, wolałby był Tadeusza ubogim, niż w ten sposób zbogaconym i krzywił się na myśl tych talarów nabytych sprzedażą pieprzu, śmierdzących imbierem i łojem, jak powiadał. Zawsze mu się zdawało, że jedynym użytkiem stosownym takich pieniędzy było oddanie ich na kościół lub klasztor na przebłaganie za występek przeciwko dostojności szlacheckiéj; nawet odkupienie Siekierzynka tym groszem w smak mu nie szło, choć niezmiernie go pragnął. Pocieszył się cokolwiek rzeskiém znalezieniem się Tadeusza, ale gdy począł medytować potém sam na sam i przywiódł sobie na pamięć ów sklep pod ratuszem, ciarki po nim przeszły.