— Minimum... tysiąc talarów — dodał po chwili — po ukończeniu interesu i wprowadzeniu w posiadanie Siekierzynka, a na koszta i przejażdżki osobno, ile pokażę rachunkiem.
— Nie myślę się targować — odparł Tadeusz — choć mi się to zdaje zbyt wiele, ale za warunek z mojéj strony kładę, żeby się to nie wlekło.
— Tego warunku nie potrzebuję — rzekł adwokat — czas i mnie drogi, ale z mojéj strony jest téż jeszcze warunek.
— Jeszcze warunek?
— Tylko jeden.
— Oto, że waćpan dobrodziéj oddając mi ten interes, powierzysz mi go zupełnie, nic bezemnie nie poczniesz, we wszystkiém rady się mojéj trzymać będziesz i zdasz się słowem na dyskrecyą moję.
— Zgoda i na to.
— A więc czasu nie tracąc, bo czas drogi, ot naprzód rada, którą spełnić potrzeba. Waćpan nie jesteś bezpieczny od Wichułów; wiem pewnie, że mu gotują i gotować będą tysiące napaści i usiłować gwałtem jakimś go ustraszyć lub się pozbyć. Samemu jednemu przeciwko ich bandzie nie podołać. Trzeba zaraz wynaleźć sobie przyjaciół kilku i nieodstępnych aniołów-stróżów, którzyby gotowi byli dniem i nocą szabel dobyć w obronie pańskiéj...
— Gdzież ich znajdę?
— To już moja rzecz, ja ich tu w Czersku zwerbuję czterech lub pięciu i przyślę do kwatery pańskiéj, a bez nich kroku się pan nie ruszysz, ani tu, ani na wsi...
Tadeusz podziękował za tę troskliwość panu Adamowi, choć pomyślał, że mu ci przyjaciele i wiele kosztować i dużo kłopotać go będą; ale cóż było robić? Adwokat zabrał papiery, trochę grosza i śpiesznie siadł na bryczynę, szukać swych przyjaciół, z któremi radził panu Tadeuszowi odjechać do Czerczyc i spokojnie czekać, jak mówił, felicem eventum jego zabiegów.
W kilka godzin po odjeździe Pancerzyńskiego, posłyszał zaraz wrzawę przed domem i domyślił się, że przyjaciele zbierać się poczynają. Wychyliwszy głowę przez okno, postrzegł w istocie dwóch barczystych szaraczkowych, z których jeden wiódł konia za tręzlę, drugi szedł z chłopakiem i parą koni za sobą, pytając głośno o kwaterę pana Siekierzyńskiego.
Wskazano ją i dwóch potężnych drabów wsunęło się wrzawliwie do stancyi, jeden drugiego przedstawiając.
— Imć pan Urban Panewka, łowczycowicz wyszogrodzki...
— Imć pan Filoktet Próciński, oboźnic zakroczymski...
Pan Urban, trzyłokciowy barczysty chłop, z wąsami sterczące-
Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/116
Ta strona została uwierzytelniona.