się, całuje, ściska wszystkich, dziękuje, zakłada ręce, nachyla głowę, płacze z rozczulenia, ale nie przyjmuje chlubnego wezwania współobywateli... bo interesa familijne odwołują go gdzieś w inną stronę... Trzeci wezwany, i trzeci napróżno... zdrowie mu nie pozwala; jakoż rumieniec na twarzy świadczy, że musi miéć silną gorączkę... po obiedzie, który zjadł niedawno i od którego jeszcze miłém wspomnieniem pozostała niepohamowana czkawka, przerywająca mu mowę. Już niéma kogo wybrać, gdy biedny, Bogu ducha winien, wyprostowany jak kij, szanowny Żegota, który w téj chwili myśléć musi o żonie i dzieciach pozostałych w domu, o ciepłym kominku swoim, szlafroku i pantoflach... nawija się na oczy. Proszą go na marszałka. Osłupiał! Tego się nie spodziewał. Mógł być dozorcą magazynowym i toby sobie poczytał za wielki zaszczyt, pojmuje podsędkowstwo, jako wysokie dostojeństwo, którego czuje się niegodzien, ale marszałkowstwo!... tego się nie spodziewał. A tu go zapraszają...
— Jeśli moja żona nie będzie temu przeciwną — odzywa się — ja... z całéj duszy na rozkazy...
Wszyscy w śmiech i... naturalnie wybierają go na marszałka.
Dlaczegoż wybrano poczciwego Żegotę, kiedy oto pozostało jeszcze kilku kandydatów, którym-by przystało być na tym urzędzie? Dlaczego? Bo ci panowie należą do tak zwanéj arystokracyi: szlachta nigdy ich nie wybierze.
— Mnie się nie ukłonił... — powiada jeden.
— Mnie udaje, że nie zna... — dodaje drugi.
— A mnie teraz dopiéro, kiedy potrzebuje, to wita, ale nie stoję o twoje powitanie...
— E! to pan — wołają z boku — to jak zostanie urzędnikiem, szlachcic się do niego nie dociśnie, każą stać u drzwi, będą jeszcze meldować! Licho wié co. Do swojego brata, to człek przyjechawszy do miasteczka bez ceremonii na obiadek, a do tych panów to w białych rękawiczkach potrzeba... Na co nam taki marszałek!...
Możnaby mniemać, że ta niechęć do arystokracyi jest wynikiem jakiéjś zasady, która się wyrobiła na podstawie wiekowych stosunków. Bynajmniéj. Szlachta, wieszająca psy na magnateryą poza oczyma, gdy się znajduje wobec przedstawiciela arystokracyi, czuje dla niego jakiś dziwny respekt, poczytuje sobie za szczególny zaszczyt, gdy jest do zabaw pańskich przypuszczona i t. p. Nie przeszkadza jéj to naturalnie drwić potém z magnatów, gdy się znajdzie w swém kole. Czasem znowu, głucha na przyjazny głos pański, odpycha grzeczności, gardzi niemi i wyszukuje w głowie powodów
Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/12
Ta strona została uwierzytelniona.