za to ofiarował się nie dochodzić napaści i dać pokój dalszemu popieraniu sprawy. Krzyknęli usłyszawszy to Wichułowie:
— Lepiéj zginąć i pójść z torbami, niżeli taką przyjąć zgodę!
— To pójdziecie! — odparł pan Tadeusz zimno.
Poszły apelacye do najwyższéj instancyi, Pancerzyński pojechał do Lublina, a panu Tadeuszowi kazał siedzieć w Czerczycach. Nie odstępowali go owi przyjaciele, krom Bajdurkiewicza, którego stolnik grzecznie się pozbył jakoś. Wichułowie zrobili w Lublinie konferencyę, powieźli Wachlera, pojechali sami, źle się święciło! Wszyscy im mówili, że Siekierzynek oddać muszą, a za gardłową sprawę odpowiedzą kryminalnie.
Trochę dawniéj byliby może mogli z procesu kryminalnego i dekretów żartować, bo niejeden na gardło i banicyą wskazany, chodził bezpiecznie i szedł spać spokojnie; ale to były czasy właśnie, gdy cały naród obejrzał się, że bez poszanowania praw musi panować bezprawie, a bezprawie wiedzie prędzéj-póżniéj do zguby; Wichułowie miarkowali, że nie żarty. Przytém Pancerzyński tak przy swojéj poczwarnéj powierzchowności i nieznaczącéj figurce trząsł trybunałem i deputatami, że prawnicy silnie nalegali na Wichułów, aby, póki można, zgodę robili. Nim sprawa z regiestru nadeszła, krewniak Wichułów, pan Michał Waliński poleciał z ostatecznemi warunkami do Czerczyc, a Pancerzyński wysłał ze swojéj strony z listem do pana Tadeusza, dając mu rady, jak się miał godzić. Stolnik był także za zgodą, bo drżał, żeby kto z nieprzyjaciół nie wydobył owego kupiectwa Siekierzyńskiego na wierzch, kupiectwa, któreby od Tadeusza wszystkich aż do adwokata odstrychnęło.
Wichułowie upokorzeni przystawali na wykupno Siekierzynka za sumę niewielką ugodnie ułożoną, odstępowali swojéj części także i żądali umorzenia kryminalnéj sprawy. Głównym punktem było umiarkowanie sumy za wioskę, a to nie łatwo przyszło, bo pan Tadeusz rachował się bardzo ściśle i postępował po odrobinie. Nareszcie salva confirmatione interesowanych, pan Michał Waliński zawarł umowę i pojechał z nią do Lublina; Wichułowie przyjęli warunki, wstrzymano proces, którego jednak pilnował Pancerzyński, i Ksawery zjechał na grunt dla ostatecznego podpisania układu i tranzakcyi.
W parę miesięcy potém pan Tadeusz Sobiesław Siekiera Siekierzyński wchodził w miesiącu marcu w posiadanie wioski ojczystéj i posłana fura po starą Dorotę, przywiozła ją na rodzinny zagon. Jakże jéj się tu wszystko zmieniło!! Nie było domu starego, wycięto część drzew stuletnich, odmieniono ścieżki, poplątano drogi, budowle czegoś zmalały, gościńce stały się ciaśniejsze i wszystko tak się pochyliło, tak postarzało... Poczciwej Dorocie zdawało się
Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/125
Ta strona została uwierzytelniona.