Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/138

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ja nie mogę porzucić mamy.
— Dziecię drogie! przecież kiedyś rozstać się musimy, a Bóg wié kiedy i jak; potrzebujesz opiekuna siostrom i sobie, pamiętaj o tém, gorzko-by mi było umierać, zostawując was bez podpory, bez opieki...
Odłożono do jutra odpowiedź, a Żeligowski odjechał pełen nadziei; wieczór w Smarzewie zszedł na płaczu, namysłach, uściskach i namowach staruszki. Córka choć kochała i szanowała swojego narzeczonego, tak się lękała wyjść za mąż! Przywykła do ciszy swojéj strzechy, do słodkich pieszczot macierzyńskich, do sióstr, których serca biły tak zgodnie z jéj sercem; obawiała się nowego życia... tęskno jéj było za każdym kątkiem rodzinnego domku, za ganeczkiem, na którym siadywały wieczorami, za pokoikiem wspólnym, za ogródkiem, za ludźmi dobremi, z któremi pracowały... Ale Żeligowski przysięgał, że większą część roku spędzą przy matce, że ją uczyni szczęśliwą i wolę jéj spełniać będzie, matka nalegała i nazajutrz Józia dała słowo ze łzami.
Gdy w dni kilka stolnik przybył znowu z panem Tadeuszem, już było po cichych zaręczynach, i z kolei przypadały na średnią siostrę konkury Siekierzyńskiego. Ale Marya żadnym sposobem iść za mąż nie chciała i pomimo nalegań matki, która jéj świetny los przedstawiała w przyszłości, ze łzami błagała, żeby nie zmuszała ją opuszczać domu.
— Helenka tak młoda! Józia dom opuszcza, o! nie! nie! ja za mąż iść nie mogę, ja muszę zostać z matką!
Gdy więc stolnik zostawszy sam-na-sam z wdową, pragnął od niéj pozwolenia starania, odebrał z największém zdziwieniem tylko grzeczną odmowę. Z początku uszom nie wierzył, domyślał się skrytych powodów, nawet kupiectwo Tadeusza na myśl mu przychodziło, w końcu rozgniewany odjechał, składając winę na niezgrabstwo i zimne obejście Siekierzyńskiego.
— To zaklęcie jakieś! — rzekł — tam się nie udało, tę nam ktoś wziął z przed nosa, trzecia rekuzuje; niech-że sobie pan Tadeusz sam się stara, sam robi co lepiéj, a ja ręce umywam i już więcéj się w to nie wdaję.
Tak mrucząc wrócił stolnik do Czerczyc i pół roku siedział spokojnie, Tadeusz ze swojéj strony siedział także jak przykuty, mało między ludźmi goszcząc.
Jakoś już ku jesieni, Jakób, stary sługa pana stolnika, przybył z listem do Siekierzynka, a pismo było w następujących wyrazach:
„Lepiéj późno niż nigdy, dobre to proverbium, a zatém nie patrząc, jak dawno i dlaczego Czerczyce z Siekierzynkiem się nie ko-